Ruda Aga vel. Pani Pizza biegnie dla Fundacji Rak'n'Roll
Moi Drodzy!
Pierwszy raz biegłam dla Rak'n'rolla chyba w 2018r. Wracam do starych słów i myśli, bo na wspomnienie Pani Pizzy moje serduszko ciągle robi się rozmemłane niczym ser na świeżo wyjętym z pieca placku. Aż chce się dla Rak'n'Rolla być pizzą raz jeszcze. Szczególnie, że mówiłam wtedy "rak jest często i może się zdarzyć". No i tak się składa, że wsród moich bliskich właśnie "zdarza się".
Co, jak, dlaczego?
Fundacja Rak'n'Roll pomaga chorym na raka. Głównie młodym, tym z muzyką w głowie i nieprzebraną miarą planów na przyszłość. Myślę: jak my. Zbierają włosy i kleją włosy, zachęcają do badań i robią cycki. Z mega klasą i mnóstwem pozytywnej energii, zarażają entuzjazmem, promieniują siłą. Na koniec dnia myślę, że mamy raczejmałe szanse umrzeć "ze starości". Kogo nie zje depresja, cukrzyca i serce, tego zapewne zaatakuje rak. Zbieranie dla nich pieniędzy to taki cel bliski i oby jak najdalszy (!) jednocześnie. Przybijmy piątaka (dosłownie, w bilonie) za nowe włosy i nowe cycki. Za szczere rozmowy, za psychoonkologie. Za to, żeby było życie.
Zasada działania 'Biegam dobrze!' jest prosta: ja obiecuję przebiec maraton, Wy wspieracie ze mną fundację dorzucając do tej skarbonki pieniądze. Suma wpłat zostaje przez Maraton Warszawski przekazana Fundacji, ja mam wielką satysfakcję, że udało się Was namówić na pomoc (w końcu ktoś ciągle o coś prosi...). Jeśli przekroczymy 450zł otrzymam pomarańczowy numer startowy prawdziwego bohatera.
Nieśmiało wspomnę, że w rekordowym roku udało mi się zebrać 1140zł i po cichu liczę, że stać nas na więcej. Dosłownie, jakiekolwiek "małe przyjemności" wielbicie - skarbonka przyjmie równowartość batonika, i papierosów, i piwa, nawet kraftowego, i zachcianek materialnych, i małą fortunę też przyjmie. Dorzućcie proszę chociaż tą piąteczkę. Będę szczęśliwsza myślą o tym, że nie tylko tak sądzę, ale że ludziom z mojego oczenia zależy. Tak po prostu. Na koniec dnia komuś musi.
**Dla tych, co mają czas czytać więcej**
Trochę prywaty
Dwie myśli w mojej głowie.
1) Biegłam dla Rak'n'rolla już 5 razy. Czasami był to maraton, czasami pół-. Pewnego roku nie zbierałam, bo z kontuzją Achillesa do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy pobiegnę. Było mi tak okropnie smutno gdy zobaczyłam potem stanowisko Rak'n'rolla i ich baloniki przy Łazienkach Królewskich, że wiedziałam, że jesienią na królewskim dystansie chcę być z nimi. Z jakąś misją to jest 42km przyjemności. Gdy inni się cieszą, że też dla nich jesteś.
2) Było wspomnienie o morzu ostatnio. Nad morzem biega się inaczej, gdy piach wpada do butów i słychać szum fal. To ciągła zabawa w łapanego. Morze łapie, ja uciekam, najczęściej się udaje, ale czasami stop dosięga woda. Przychodzi, muska, odpływa. To tak całkowicie inaczej, niż wspomniany rak: przychodzi, chwyta, nie chce puścić.
Niech on wypuści, sól mu w oko.
3) Życie bywa dziwne. Gdy pisałam wiele z tych słów, bo trochę korzystam ze swoich starych a wciąż aktualnych myśli, to chyba jednak odpierałam od siebie to, że ja, dokładnie tak-ja, Aga, kliknę kiedyś na stronie Rak'n'rolla w 'potrzebuję pomocy'. A jednak, stało się. A jednak zdarza się. Niech się kurcze nie zdarza.
Trochę o Pani Pizzy
Gdy w 2017 roku przebiegłam maraton jako Pani Pizza, to było niesamowite z dwóch względów. Zjawiskowe wsparcie, nieziemski entuzjazm kibiców i innych biegaczy. Bo jak się okazuje, każdy na pewnym etapie biegu o pizzy marzyć zaczyna,.. a tu biegnie ci ona! Poza tym w całym życiu tyle piątek i zółwików nie przybiłam, co w te cztery godziny. Wciąż nie wierzę, jak w zółtym trójkącie umiem nieśmiałość schować głęboko do kieszeni. Po tym biegu powiedziałam jednak też, że nigdy więcej nie wymyślę sobie tak niewygodnego kostiumu. Bo ten trójkąt był fajny tak długo, jak nie znaleźliśmy się na pięknej, długiej, prostej Przyczółkowej, gdzie wiatr uderzał z frontu z wielką siłą, a kostium działał jak nader zmyślny wiatrołap. Nie sposób było się 'za kimś przytulić i schować' będąc pizzą. A ponieważ ruchomy kawał placka skrojony był 'do szpica', to skończyłam z poranioną, żeby nie rzec pociętą, szyją.
W ten sposób zrodziła się legendarna Pani Pizza, która swoją obecnością zaszczyciła magazyn maratoński już dwa razy.
Obietnica comebacku ma zachęcać, ale nie wykluczam, że to będzie totalnie inne wcielenie. Spójrzcie też na 'wyzwanie'. Możemy tej historii napisać nowy scenariusz <3
Przybijcie mi proszę piąteczkę do skarbonki, wielokrotności piąteczek!
Moje wyzwanie
Bardzo mi się spodobała usłyszana ostatnio, zupełnie w innych realiach osadzona, myśl. O tym, że "fajnie by mnie było zobaczyć w stroju kowbojki".
W tej charakterystyce totalnie się nie odnajduję, ale jak osiągniemy cel dodatkowy, to mogę być nawet różową amebą z krainy dreszczowców.
Chociaż, jak w opisie głównym, gdzieś po cichu marzy mi się znowu pizzą być.